Banner okolicznościowy

Hutek: Dziś już nie tylko Unia uderza w górnictwo

Lis 28, 2022

Czy należy modyfikować treść podpisanej 28 maja 2021 roku umowy społecznej regulującej zasady transformacji górnictwa węgla kamiennego? Jaką wiarygodność ma partia rządząca, której prezes nie godzi się na utrzymywanie "nierentownych kopalń", choć jeszcze kilka lat temu deklarował, że górnictwo węglowe będzie podstawą energetyki, a zakłady górnicze zostaną doinwestowane? I jak polski rząd powinien zareagować na proponowane przez Parlament Europejski przepisy mające doprowadzić do zmniejszenia emisji metanu? O to wszystko pytamy Bogusława Hutka, przewodniczącego Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ "Solidarność".

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - Panie przewodniczący, w ostatnim czasie coraz częściej padają sugestie i to z rozmaitych stron, że treść umowy społecznej regulującej zasady transformacji polskiego górnictwa i województwa śląskiego powinna zostać zmieniona, konkretnie zaś - dostosowana do obecnych uwarunkowań w związku z napaścią Rosji na Ukrainę, nałożeniem embarga na rosyjski węgiel i wzrostem zapotrzebowania na surowiec wydobywany przez polskie kopalnie. Jak górnicza "Solidarność" odnosi się do takich pomysłów? Czy umowę rzeczywiście powinno się dziś renegocjować, jak to zasugerował wprost chociażby wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin?

Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej "Solidarności": - Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, co pan premier Sasin miał na myśli. Powiem wprost - w to, że ktokolwiek chce wydłużyć obowiązywanie umowy społecznej poza obecnie ustalone ramy czasowe, zwyczajnie nie wierzę. O konieczności wprowadzenia zmian w umowie społecznej mówi pan prezes Kaczyński, mówi wspomniany przeze mnie premier Sasin... Wszyscy tylko mówią. Od tego rzeczywistość nam się nie zmieni. Przypominam, że pan premier Sasin jest jednym z sygnatariuszy umowy społecznej. Gdyby naprawdę chciał coś zrobić, już dziś zwołałby spotkanie przedstawicieli stron podpisanych pod umową społeczną, już dziś rozmawiałby, już dziś podejmowałby konkretne decyzje w oparciu o przeprowadzone rozmowy. Póki co, nic się nie dzieje. Mamy na Górnym Śląsku kopalnie, w które można zainwestować i wydłużyć ich żywotność poprzez udostępnienie nowych złóż, tylko nikt nie chce się tym zająć. Nikt nie przedstawił bilansu, który powiedziałby nam, ile węgla z polskich kopalń będziemy potrzebowali w najbliższych latach. Jeśli naprawdę chcemy zmieniać umowę społeczną, musimy mieć do tego solidną podstawę, twarde dane. Nie wiemy nawet dokładnie, gdzie miałyby być przeprowadzone inwestycje umożliwiające wzrost wydobycia. Część polityków mówi, że na Śląsku, ale są tacy, który twierdzą, że na Lubelszczyźnie. Pan premier Morawiecki twierdzi z kolei, że nie powinno być żadnych inwestycji w węgiel. Jeśli chodzi o stanowisko rządu, mamy do czynienia z całkowitym bałaganem informacyjnym. W takiej sytuacji trudno cokolwiek komentować.

SG: - Skoro członkowie rządu nie potrafią uzgodnić spójnego stanowiska, wyjaśnijmy przynajmniej, czego oczekuje górnicza "Solidarność".

BH: - W pierwszej kolejności, najpóźniej do końca roku, rząd powinien przedstawić projekt "Polityki Energetycznej Polski do 2050 r.", gdzie węgiel byłby wpisany jako "paliwo przejściowe". Potem możemy też usiąść do rozmów w sprawie modyfikacji treści umowy społecznej, tak by kopalnie mogły dłużej fedrować, ale musimy wiedzieć, ile węgla potrzebuje polska gospodarka. Najważniejsza jest jednak notyfikacja umowy społecznej w Komisji Europejskiej. Ten temat musi zostać "dopięty" i to jak najszybciej. Umowa jest naszym "bezpiecznikiem", bo daje pracownikom kopalń gwarancję pracy do emerytury, zaś samym kopalniom - określone perspektywy funkcjonowania. Jeśli tego nie będzie, każdy rząd w każdej chwili będzie mógł nas zlikwidować. Przypominam też rządowi, że w punkcie II. umowy przewidziano realizację kilku inwestycji przemysłowych, między innymi w nowoczesne technologie węglowe. Bez ich przeprowadzenia kopalnie nie przetrwają.

SG: - Szerokim echem w środowisku górniczym odbiły się słowa Jarosława Kaczyńskiego, który podczas spotkania z mieszkańcami Radomia odniósł się do kondycji sektora wydobywczego. Prezes Prawa i Sprawiedliwości stwierdził, że nie można w ramach gospodarki rynkowej utrzymywać kopalni, które przynoszą stałe straty. Mówił też o "średniej" i "słabszej" jakości górnośląskiego węgla. Jak traktować słowa polityka, który w 2015 r. zapewniał, że po przejęciu władzy przez jego ugrupowanie "polskie górnictwo będzie miało szanse, będzie podstawą energetyki", a środki, które poprzedni układ rządowy chciał przeznaczać na likwidację kopalń, "będą przeznaczone na inwestycje, na rozwój"?

BH: - Nie trzeba słuchać Jarosława Kaczyńskiego, by wiedzieć, że "Program dla Śląska" nie jest przez ten rząd realizowany, że zwleka się z podejmowaniem działań na rzecz notyfikacji umowy społecznej w Komisji Europejskiej, że nie powstają inwestycje wpisane do umowy społecznej... To nie tak, że z górnictwem walczy tylko Unia Europejska poprzez swoją szaleńczą "politykę klimatyczną" i pakiet "Fit for 55". Również polski rząd zwrócił się przeciwko przemysłowi wydobywczemu. Dzisiaj, w dobie kryzysu energetycznego, wszyscy mówią o znaczeniu węgla. Nawet politycy opozycji "nawrócili się" na węgiel. Ale ja nie wierzę już żadnemu politykowi. Wracając do pytania, najwyraźniej ktoś przekonał prezesa do tego, że węgiel trzeba zlikwidować. Problem leży w stwierdzeniu, iż jesteśmy nierentowni, co jest całkowitą nieprawdą. Nikt nie wyjaśnił, jak powstało zadłużenie, o którym zapewne myślał szef Prawa i Sprawiedliwości. A powstało ono wtedy, kiedy ktoś zdecydował, że podmioty z branży energetycznej będą odbierać mniej węgla w sytuacji, gdy kopalnie zainwestowały już dosyć duże pieniądze w nowe ściany. Nagle poziom wydobycia trzeba było obniżyć, pojawiły się straty. Gdybyśmy normalnie realizowali kontrakty, gdyby ten węgiel był normalnie odbierany, nasze wyniki byłyby zupełnie inne. Teraz z kolei, wskutek decyzji politycznych, utrzymywana jest niska cena węgla sprzedawanego przez spółki węglowe spółkom energetycznym. Gdybyśmy stosowali ceny rynkowe, z pewnością bylibyśmy bardzo rentowni, ale przeniosłoby się to na wyższe ceny energii. Z górnictwa po raz kolejny uczyniono "kotwicę antyinflacyjną". Dzięki niskim cenom węgla sprzedawanego energetyce Polacy mniej płacą za prąd, ale tracą na tym spółki węglowe, które w warunkach rynkowych mogłyby zarobić więcej. Coś za coś.

SG: - Niezależnie od tego, co się dzieje w kraju, kolejne antywęglowe przepisy szykuje nam Unia Europejska. Parlament Europejski chce zmusić gospodarki do ograniczenia emisji metanu. Podczas konferencji Śląski Ład prezes Polskiej Grupy Górniczej SA Tomasz Rogala wyliczył, że jeśli rozporządzenie wejdzie w życie i obowiązek ograniczenia emisji do 3 ton metanu na 1000 t węgla stanie się faktem, to w 2030 r. trzeba będzie zamknąć 2/3 kopalń należących do PGG. Mamy do czynienia z realnym zagrożeniem?

BH: - Zagrożenie jest realne, tylko że politycy go nie dostrzegają albo je lekceważą. Powtarzają błąd, jaki popełnili podczas reformowania unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych, słynnego ETS. Wtedy też nikt nie widział problemu. Zgodzono się na to, by ETS poszedł na wolny rynek, przez co uprawnienia do emisji trafiły stały się przedmiotem spekulacji. Efekt był łatwy do przewidzenia - ceny uprawnień podskoczyły z początkowych 5 euro i późniejszych 20 euro do niemalże 100 euro. Jeśli chodzi o "dyrektywę metanową", potrzebne są szybkie decyzje. Mam nadzieję, że rząd, po otrzymaniu nowych przepisów do konsultacji, sam skonsultuje ich treść również ze stroną społeczną. 3 t metanu na 1000 t węgla? To jakiś żart. Polska pod żadnym pozorem nie powinna się godzić na tak drastyczne ograniczenia emisyjne i na tak duże kary. Nasze kopalnie emitują od mniej więcej 8 do 12-14 t metanu. Już w 2027 r. "oberwałyby" te zakłady, które wydobywają węgiel energetyczny, bo większość z nich jest metanowa. To wiązałoby się z koniecznością płacenia olbrzymich kar. Po roku 2030 identyczny problem miałaby produkująca głównie węgiel koksowy Jastrzębska Spółka Węglowa. Wyliczono, że JSW musiałaby odprowadzać 2,5 miliarda zł ze względu na nadmierną emisję metanu. Zwracam uwagę, że według ekspertów nawet najlepsze urządzenia do przechwytywania metanu mają skuteczność na poziomie 40-50 procent. Nigdy nie uda nam się wyłapać wszystkiego. Konkludując, polski rząd musi oprotestować proponowane zapisy i nie godzić się na ich wprowadzenie w obecnym kształcie. Jednocześnie musimy wiedzieć, ile metanu jesteśmy w stanie przechwycić za pomocą odpowiednich instalacji, ile te instalacje będą kosztować, finalnie zaś doprowadzić do tego, by wprowadzone limity nie obciążały sektora wydobywczego.

SG: - Dziękujemy za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ