Banner okolicznościowy

Znikające tysiące (ton węgla) w "Halembie"

Lut 02, 2011

Ze zwałów rudzkiej KWK "Halemba-Wirek" w tajemniczy sposób "wyparowało" co najmniej 50 tysięcy ton węgla. Związkowcy kilka miesięcy temu poinformowali o swoich podejrzeniach wiceprezesa Kompanii Węglowej SA (KW) Marka Uszko, ale ten zasłonił się tajemnicą handlową. - Szybko jednak zmienił zdanie, gdy stwierdziliśmy, że w takim razie będziemy musieli zawiadomić odpowiednie organa ścigania. Wtedy zgodził się na audyt - mówi szef "Solidarności" z "Halemby" Józef Kowalczyk.

Pierwsze niepokojące sygnały w tej sprawie dotarły do NSZZ "Solidarność" od jej członków, pracowników kopalni. Kiedy Związek otrzymał raport zawierający m.in. dane o dobowym wydobyciu węgla w skali miesiąca, zaskoczenie było całkowite. - Ci, którzy orientują się, ile węgla można wydobyć z danej ściany przy danym obłożeniu, od razu wiedzieli, że coś tu nie gra - opowiada Józef Kowalczyk. Efektem tych spostrzeżeń był natychmiastowy wniosek pięciu zakładowych organizacji związkowych do wiceprezesów KW o przeprowadzenie audytu zwałów, który wpłynął do centrali Kompanii Węglowej 25 sierpnia ub.r.

 

Prezes odporny na argumenty

Jak relacjonuje Kowalczyk, wiceprezes Marek Uszko w pierwszej chwili poinformował stronę społeczną, że trwa już kontrola wewnętrzna w tej sprawie i nie zamierza dodatkowo uruchamiać procedur związanych z audytem zewnętrznym. - Twierdził również, że nie wyobraża sobie, by w jakiejkolwiek kopalni czy zakładzie mogło dojść do sytuacji, w której ze zwałów "zniknęłaby" taka ilość węgla - dodaje Kowalczyk. Kiedy związki zawodowe ponowiły wniosek, wiceprezes zasłonił się tajemnicą handlową stwierdzając, że dane o stanie zwałów są wewnętrzną sprawą Kompanii, i że informacje takie nie zostaną przekazane związkowcom.

- Argumenty wiceprezesa nie przekonały nas, więc wystąpiliśmy jako związki zawodowe KWK "Halemba-Wirek" do wiceprezesa Jacka Korskiego, aby przeprowadził kontrolę i poinformował nas o stanie zwałów na wrzesień - relacjonuje przewodniczący "S" z "Halemby". To wystarczyło, by podczas następnego spotkania nieugięty do tej pory wiceprezes Uszko zmienił zdanie. - Uznał nagle, że kopalniane dane są niewiarygodne, a kontrolę powinna przeprowadzić firma z zewnątrz - kontynuuje Józef Kowalczyk. - Kiedy poinformowaliśmy go, że w przypadku dalszego ignorowania sprawy poinformujemy o naszych podejrzeniach odpowiednie organa ścigania, powiedział, żebyśmy tego nie robili, bo on ma już pewną wiedzę na ten temat i wkrótce przekaże nam wszelkie wyliczenia. Więc czekamy.

 

Raczej księgowa fikcja niż kradzież

Według Józefa Kowalczyka "zniknięcie" węgla ma związek z jego księgowaniem, a nie fizyczną kradzieżą. Jak szacuje Józef Kowalczyk, 50 tysięcy ton fikcyjnego węgla przyniosłoby kopalni straty rzędu 18 mln zł, a nikt nie powiedział, że ostateczne wyniki kontroli nie wykażą jeszcze większej ilości surowca, który istniał tylko na papierze. Być może komuś w ubiegłym roku zależało na sztucznym wygenerowaniu strat, aby wywołać jeszcze mocniejsze przekonanie o nierentowności "Halemby", co umożliwiłoby jej likwidację. Przypomnijmy, że batalię o dalsze funkcjonowanie zakładu prowadziły w ubiegłym roku wszystkie górnicze związki zawodowe, Zarząd KW w praktyce chciał jej likwidacji.

Teraz istnieje groźba, że winnych - jak zwykle - nie będzie, a koszty będą musieli odpracować górnicy. Związkowcy nie zamierzają jednak siedzieć z założonymi rękoma. Kowalczyk nie ukrywa, że o sprawie zamierza poinformować wiceminister gospodarki odpowiedzialną za górnictwo panią Joannę Strzelec-Łobodzińską. Okazja do spotkania nadarzy się już wkrótce, podczas lutowego zebrania Zespołu Trójstronnego do spraw Bezpieczeństwa Socjalnego Górników.

Na razie fakty są takie, że węgiel w tajemniczy sposób zniknął lub też nigdy go nie było i stanowił wyłącznie fikcję księgową. Jest początek lutego, od września minęło 5 miesięcy, a wyniki kontroli są wciąż tak samo wirtualne jak tysiące ton węgla z kopalnianych zwałów przy "Halembie".