- Kopalnia ma wyrok sądowy i nie może zapłacić za grunty więcej niż 10 zł za metr kwadratowy, tymczasem mieszkańcy żądają kwot rzędu 150 zł za metr i wyższych - tłumaczy Jerzy Bartosiewicz, wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" KWK "Sośnica-Makoszowy".
Zgoda kopalni na wyższe kwoty wykupu ziemi, wobec wspomnianego wyroku sądowego, byłaby działaniem na szkodę zakładu, co wiązałoby się z konsekwencjami karnymi dla dyrekcji. Mieszkańcom terenów niemal sąsiadujących ze skrzyżowaniem autostrad A1 i A4 w Gliwicach nie do pomyślenia wydaje się natomiast, by tak położone grunty odstąpić za tak niską - ich zdaniem - kwotę.
Mamy zatem do czynienia z sytuacją patową.
Przedstawiciele gminy Gierałtowice nie biorą udziału w sporze, choć sprawa dotyczy mieszkańców gminy i zakładu, który co roku wpłaca do budżetu lokalnej społeczności pokaźne kwoty. Sukcesywnie rosną też nakłady na usuwanie szkód górniczych przekazywane przez KWK "Sośnica-Makoszowy": w 2009 roku było to niemal 13 mln zł, w 2010 - 15 mln zł, w 2011 - 21 mln zł, a w tym roku może to być nawet 33 mln zł.
Czy brak zaangażowania gminy jest cichym wsparciem dla blokujących regulację Potoku Chudowskiego? Jeśli tak, to władze Gierałtowic działają irracjonalnie, walcząc z pracodawcą dającym zatrudnienie również mieszkańcom Gierałtowic i zarazem podatnikiem, wspierającym gminny budżet.
Pojawia się natomiast inne pytanie: czy zakład, który doprowadził do tego, że potok wylewa, ale teraz chce go uregulować, spotykając się przy tym z oporem mieszkańców, jest jeszcze winien całej sytuacji?
- Według mnie, w tym momencie przestaje to być szkoda, za którą odpowiada kopalnia. Bo skoro chce zlikwidować przyczynę powstawania szkód, a ktoś to blokuje, winien jest ten, kto blokuje - odpowiada Bartosiewicz i zastanawia się, kiedy gierałtowiccy samorządowcy zaangażują się w rozwiązanie problemu. - Na razie żadnej aktywności z tamtej strony nie widać - podsumowuje.