Hutek: Nie ma alternatywy dla umowy społecznej

Maj 08, 2025

- Pokażcie alternatywę wobec umowy społecznej. Pokażcie własną propozycję takiego porozumienia, które pozwoliłoby górnictwu funkcjonować przez kolejne lata, dzięki któremu pracownicy mieliby gwarancję pracy do emerytury. Mówienie, że trzeba zmusić Brukselę do zmiany polityki czy wręcz wyjść z Unii Europejskiej, nic nie kosztuje - mówi szef Krajowej Sekcji Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ "Solidarność" Bogusław Hutek w rozmowie z Solidarnością Górniczą, zwracając się do polityków krytykujących treść umowy.

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - Temat fatalnej kondycji finansowej polskiego górnictwa węgla kamiennego wrócił do mediów po tym, jak spółki węglowe poinformowały o swoich wynikach za rok 2024. Jednak sektor zmaga się problemami od wielu lat. Czy można wskazać moment, w którym branża weszła na ścieżkę prowadzącą do obecnego stanu?

Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej "Solidarności": - Żeby uczciwie odpowiedzieć na tak zadane pytanie, musielibyśmy sobie przypomnieć, co działo się kilkanaście lat temu. W 2003 roku z połączenia kilku mniejszych spółek węglowych powstała Kompania Węglowa SA. Zmagała się ona z rozmaitymi problemami, jednak były one rozwiązywane - lepiej lub gorzej - na gruncie zasad dialogu społecznego. Załamanie przyszło w roku 2014. I to był chyba właśnie ten punkt zwrotny. Kryzys spowodował nadmierny import węgla z Rosji. Spółki energetyczne zaopatrywały się tam w surowiec, nie odbierając węgla z kopalń należących do Kompanii. Sytuacja stała się na tyle dramatyczna, że we wrześniu 2014 r. zdecydowaliśmy o blokadzie torów w Braniewie - mieście położonym niedaleko granicy z Rosją. Jeśli dobrze pamiętam, na zwałach pod Braniewem leżało wtedy około 5 milionów ton rosyjskiego węgla. Akcja odbiła się szerokim echem, jednak sytuacji Kompanii Węglowej nie poprawiła. Koalicyjny rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego wykazywał w tej sprawie dużą bierność, aż w styczniu 2015 r. na Śląsk przyjechała ówczesna pani premier Ewa Kopacz i ogłosiła, że cztery kopalnie należące do Kompanii - "Bobrek-Centrum", "Brzeszcze", "Pokój" i "Sośnica-Makoszowy" - zostaną zlikwidowane. Decyzja ta wzburzyła cały Górny Śląsk, nie tylko górników. Rozpoczęły się protesty. Wielotysięczne manifestacje na ulicach śląskich miast były potężnym wsparciem dla negocjujących związkowców. Ostatecznie - wspólnymi siłami - udało się obronić wspomniane zakłady. Potem przyszedł czas na Jastrzębską Spółkę Węglową. Górnicy z JSW powiedzieli głośne "nie" nieudolnej polityce ówczesnego Zarządu, na co władza odpowiedziała ogniem - po raz pierwszy od czasów stanu wojennego strzelano do ludzi broniących swoich miejsc pracy. Jastrzębską Spółkę Węglową uratowali jej pracownicy za cenę czasowego zawieszenia wypłaty niektórych świadczeń. Gdyby nie postawa górników, JSW zostałaby przejęta za grosze przez jakiś prywatny kapitał, czemu udało się wtedy zapobiec. Jestem przekonany, że obydwa protesty przyczyniły się do zmiany władzy na jesieni 2015 r. Społeczeństwo odrzuciło układ rządzący, który chciał górnictwo likwidować bądź wyprzedawać. Władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość.

SG: - Prawo i Sprawiedliwość w sferze deklaratywnej zawsze stawało po stronie polskiego węgla. A jak było naprawdę?

BH: - W pierwszych miesiącach trzeba było postawić spółki węglowe na nogi. I to się rządowi pani premier Beaty Szydło udało. JSW uratowano przed upadłością, a kopalnie i zakłady należące do Kompanii Węglowej przejął nowy podmiot - Polska Grupa Górnicza SA. W tym drugim przypadku nie obyło się bez wyrzeczeń - przez dwa lata pracownicy PGG mieli zawieszoną wypłatę tak zwanej czternastki, dzięki czemu ich miejsca pracy ocalały.

SG: - A jak układały się relacje PGG z branżą energetyczną?

BH: - Początkowo nie było źle. Rząd PiS pozytywnie odpowiedział na postulat naszego związku zawodowego, który od dawna domagał się powierzenia politycznego nadzoru nad sektorem paliwowo-energetycznym jednemu resortowi i jednemu ministrowi. Decyzją pani premier powołano Ministerstwo Energii z ministrem Krzysztofem Tchórzewskim. Dzięki interwencjom podejmowanym przez kierownictwo nowego resortu relacje na linii górnictwo-energetyka stały się znośne. Wszystko funkcjonowało dobrze do momentu likwidacji ministerstwa. Nagle zasady się zmieniły - nadzór nad sprawami dotyczącymi sektora wydobywczego rozdzielono pomiędzy Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Nie muszę chyba dodawać, że powrócił chaos, a spółki energetyczne zaczęły postępować po staremu.

SG: - To znaczy?

BH: - Kiedy była koniunktura na węgiel, rządzący nie zgadzali się, by spółki węglowe mogły zarabiać na węglu, bo energetyka chciała go kupować taniej. Z kolei wtedy, kiedy była dekoniunktura, koncerny energetyczne domagały się, by sprzedawać im węgiel "po cenach rynkowych" - czyli niższych od obowiązujących kontraktów. Jeśli ten warunek nie był spełniony, kupowały węgiel z zagranicy. Bez względu na sytuację stratna była tylko jedna strona - polskie górnictwo. I tutaj też tak się stało. W 2019 r. państwowe spółki energetyczne przestały odbierać węgiel z kopalń należących do Polskiej Grupy Górniczej, co sprawiło, że sytuacja PGG stała się trudna. W 2020 r. otrzymaliśmy nieoficjalną informację, że rząd przygotował trzy koncepcje: pierwsza zakładała upadłość PGG, sprzedaż czterech kopalń z dawnej Rybnickiej Spółki Węglowej i przeniesienie pozostałych zakładów do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, druga - likwidację sześciu kopalń oraz obniżenie wynagrodzeń o 25 procent, trzecia natomiast miała charakter transformacyjny. W praktyce jednak miała być realizowana koncepcja druga. Takie postawienie sprawy wywołało gwałtowną reakcję załóg - w wielu zakładach górnicy zostali na dole, przystępując do strajków podziemnych. I znów zdecydowana postawa samych pracowników pozwoliła stronie związkowej wynegocjować porozumienie. 25 września podpisano dokument, który przewidywał, że proces transformacji górnictwa zostanie uregulowany osobnym dokumentem. Chodzi oczywiście o umowę społeczną, nad którą pracowaliśmy przez kolejne miesiące. Podpisana 28 maja 2021 r. umowa zabezpieczyła górnictwo przed "dziką likwidacją", a wszystkim ówczesnym pracownikom kopalń zagwarantowała, że będą mieli pracę w branży do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego. Tym samym udało się uratować kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w samym górnictwie i kilkaset tysięcy miejsc pracy wokół górnictwa.

SG: - Dziś część polityków, głównie z prawej strony sceny politycznej, umowę tę krytykuje.

BH: - Wiem o tym. Są wśród nich ludzie, którzy przed zmianą władzy pełnili funkcje w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Wtedy nie kiwnęli nawet palcem, by cokolwiek zrobić. Nie uczynili nic i nie przyjechali do PGG, żeby ratować największą polską spółkę węglową. Raz jeszcze wzywam wszystkich krytyków - pokażcie alternatywę wobec umowy społecznej. Pokażcie własną propozycję takiego porozumienia, które pozwoliłoby górnictwu funkcjonować przez kolejne lata, dzięki któremu pracownicy mieliby gwarancję pracy do emerytury. Mówienie, że trzeba zmusić Brukselę do zmiany polityki czy wręcz wyjść z Unii Europejskiej, nic nie kosztuje. Sekretariat Górnictwa i Energetyki NSZZ "Solidarność" z Kazimierzem Grajcarkiem na czele już w roku 2007 - jako pierwszy - przestrzegał przed konsekwencjami "polityki klimatycznej" UE. Nikt nas wtedy nie słuchał, a wielu - wyśmiewało. Teraz wszyscy stroją się w szaty obrońców górnictwa, tyle tylko, że z tej postawy kompletnie nic nie wynika. Największym złem było stworzenie rynku handlu emisjami "gazów cieplarnianych" - od tego momentu ETS jest czymś, co zabija naszą gospodarkę i sprawia, że ceny energii są koszmarnie wysokie. Niestety, wspomniani przeze mnie politycy nie mają żadnego pomysłu, jak skutecznie temu przeciwdziałać. Nie są też w stanie przedstawić jakiegokolwiek przemyślanego planu, jak miałyby funkcjonować kopalnie przy obecnych cenach węgla i antywęglowych strategiach wprowadzanych przez spółki energetyczne. Łatwo jest krytykować wszystko wokół, kiedy nie ponosi się odpowiedzialności za losy tysięcy miejsc pracy, a więc tysięcy ludzi i ich rodzin. Ale umowy społecznej nie szanują również politycy z obecnej koalicji rządzącej. Obiecali, że ją błyskawicznie notyfikują w Komisji Europejskiej. Przez półtora roku nie zrobili tego. Jeśli sprawy nie dopilnują, istnieje ryzyko konieczności zwrotu dopłat otrzymanych przez spółki węglowe do budżetu państwa, co oznaczać będzie ich upadłość.

SG: - Dziękujemy za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ