Bezterminowa okupacja siedziby PGG

Lip 11, 2022

Od godzin porannych przedstawiciele związków zawodowych zrzeszających pracowników Polskiej Grupy Górniczej SA (PGG) okupują siedzibę Spółki, domagając się rozmów z wicepremierem i ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem. Przyczyną napiętej sytuacji jest brak reakcji resortu na związkowy apel o spotkanie, które miałoby być poświęcone trzem sprawom: konsekwencjom zwiększania wydobycia węgla przy niewystarczającym poziomie zatrudnienia i braku inwestycji, sztucznie utrzymywanym - znacznie niższym od rynkowych - cenom węgla dla energetyki, co uderza w kondycję finansową PGG oraz oczekiwanym podwyżkom pożeranych przez inflację pracowniczych wynagrodzeń.

- Problem nie wziął się znikąd. My od miesięcy ślemy pisma do polityków, wnosząc o rozmowy, w trakcie których chcielibyśmy omówić sprawy dla PGG najistotniejsze. Ministerstwo o wszystkim wiedziało, bo oprócz naszych pism trafiały tam protokoły ze spotkań strony społecznej i Zarządu PGG oraz posiedzeń Pomocniczego Komitetu Sterującego PGG SA. Wiedział też o wszystkim sam premier - tak nas przynajmniej informowano. Niestety, nikt nie zareagował, co tylko pogorszyło sytuację firmy, a nas zmusiło do zaostrzenia stanowiska - tłumaczy przewodniczący Zakładowej Organizacji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność" PGG SA Bogusław Hutek.

Dalej wskazuje na konieczność szybkiej reakcji w obliczu pogłębiającego się kryzysu związanego z brakiem dostępności węgla na rynku.

- Jeśli chcemy wydobywać więcej węgla, a wszyscy wiemy, że jest taka potrzeba, w kopalniach trzeba przeprowadzić niezbędne inwestycje. Skoro tak, musimy mieć środki na te inwestycje. Na razie ich nie mamy, bo sprzedajemy węgiel energetyce zawodowej po skandalicznie niskich cenach. To są ceny wielokrotnie niższe od tych, które mamy w tej chwili na rynku. Nie da się zwiększyć wydobycia bez przeprowadzenia inwestycji i zwiększenia zatrudnienia. To pierwsza sprawa. Druga jest taka, że jeśli chcemy zwiększyć wydobycie, musimy skorygować treść podpisanej rok temu umowy społecznej. Wpisano do niej parametry związane z wydobyciem i zatrudnieniem w poszczególnych kopalniach, z czego też wynika umieszczony tam harmonogram wygaszania zakładów górniczych. Jeśli tego nie zrobimy, zwiększone wydobycie oznaczać będzie skróconą żywotność kopalń, a do tego dopuścić nie chcemy. Jeśli natomiast złamiemy umowę społeczną, pogrąży nas Unia Europejska. Przypomnę, że umowa społeczna ma zostać notyfikowana w Komisji Europejskiej - podkreśla przewodniczący.

Po chwili ponownie wraca do kwestii zaniżonych cen węgla dla energetyki.

- O tym, że energetyka zawodowa kupuje od nas węgiel po wielokrotnie niższych cenach, mówiliśmy już tyle razy, że chyba wszyscy wiedzą, o co chodzi. I mówiliśmy o tym na długo przed napaścią Rosji na Ukrainę, na długo przed światowym kryzysem energetycznym. Tym bardziej teraz te ceny nie mogą być zaniżane, bo PGG nie leży na innej planecie i też ma swoje koszty, do tego szybko rosnące koszty, które musi jakoś finansowo pokryć. Za chwilę będzie tak, że inni będą sprzedawać węgiel koncernom energetycznym po cenach z portów ARA [Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia - przyp. red. SG], po 2 tysiące złotych, a my - nadal po 250 zł. Znów na wzroście cen węgla zarobią wszyscy - z pośrednikami na czele - oprócz samych spółek węglowych. Tak być nie może. Górnicy, a więc ci, którzy ten węgiel wydobywają i od których to się wszystko zaczyna, nie mogą być tutaj poszkodowani. Też muszą partycypować w zyskach z tytułu węglowej hossy - podsumowuje.

Wciąż nie wiadomo, do kiedy potrwa okupacja siedziby PGG.

- Oficjalnie nie otrzymaliśmy żadnego zaproszenia ze strony resortu aktywów państwowych, a to oznacza, że nasz podstawowy warunek nie jest spełniony. W środę natomiast mamy wyznaczone spotkanie z Zarządem PGG i jest szansa, że w tym spotkaniu udział weźmie wiceminister aktywów państwowych odpowiedzialny za górnictwo Piotr Pyzik - informuje Bogusław Hutek. - Po środowej turze rozmów zdecydujemy, co - jako strona związkowa - robimy dalej - dodaje.