Publicystyka: Historia lubi się powtarzać...

Paź 23, 2018

Wrzawa wokół Jastrzębskiej Spółki Węglowej, jaką wywołała próba odwołania prezesa Daniela Ozona, nie milknie. Według liderów organizacji związkowych działających w Spółce politycy formacji rządzącej coraz chętniej "wchodzą w buty" swoich poprzedników z Platformy Obywatelskiej i PSL. Kierując się swoimi partykularnymi interesami, narażają na szwank przyszłość jednej ze strategicznych spółek Skarbu Państwa.

- Tu nie chodzi o fotel prezesa Ozona, jak się niektórym wydaje - komentuje Sławomir Kozłowski, lider "Solidarności" w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. - JSW po raz kolejny staje się zabawką w rękach polityków. Twierdzę tak, bo obserwujemy coraz więcej nieodpowiedzialnych zachowań z ich strony - dodaje.

Przewodniczący wskazuje między innymi na wątpliwy co do podstaw prawnych audyt prowadzony przez Andrzeja Burskiego, dyrektora Departamentu Kontroli i Audytu w Ministerstwie Energii. Szerzej na temat zastrzeżeń piszemy w innym miejscu.

Kontrolą dyrektora Burskiego w Jastrzębskiej Spółce Węglowej zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego, która w działaniach resortu energii dostrzega praktyki niezgodne z prawem, polegające na nierównym dostępie do informacji poufnych Spółki. Sprawę opisały media, co nie spodobało się decydentom w Ministerstwie Energii.

W najbliższy piątek, 26 października, obradować ma Rada Nadzorcza JSW. W pierwotnym porządku obrad znalazł się punkt dotyczący zmian w Zarządzie Spółki. Nieoficjalnie wiadomo, że za punktem tym kryła się kolejna próba odwołania prezesa Ozona. Stało się tak pomimo zobowiązania ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, że do czasu zakończenia audytu (czyli do końca bieżącego roku) temat zmian w Zarządzie JSW nie będzie rozpatrywany przez Radę Nadzorczą!

W poprawionym porządku obrad punkt ten wypadł. Ponoć minister Tchórzewski rzekomo miał o tym nie wiedzieć, więc powstaje pytanie, kto miałby odpowiadać za ten "lapsus"? Przewodnicząca Rady Nadzorczej pani profesor Halina Buk? A może dyrektor Burski? Ktokolwiek by nie był za ten fakt odpowiedzialny, świadczy on o niezłym "burdelu", jaki zapanował w resorcie kierowanym przez Krzysztofa Tchórzewskiego. Pytanie, czy traktować to jako wypadek przy pracy, czy też może jednak jako pełzającą próbę odwołania Ozona? Fakt, że kilka dni później resort energii odwołał z funkcji członka Rady Nadzorczej doktora Krzysztofa Kwaśniewskiego (w jego miejsce powołany został pracownik Ministerstwa Energii Konrad Balcerski), który nie ukrywał swojej krytyki wobec poczynań audytorów, świadczy jednak, że mamy do czynienia z próbą odwołania Ozona. Resort energii nie może sobie pozwolić na kolejną kompromitację, a z taką mielibyśmy do czynienia, gdyby przy głosowaniu Rady Nadzorczej nad zmianami w Zarządzie okazało się, że minister Tchórzewski nie ma większości kwalifikowanej. Lepiej więc zawczasu pozbyć się członków Rady, którzy wykazują się zdrowym rozsądkiem, a zastąpić ich lojalnymi żołnierzami.

Ministrowi Tchórzewskiemu ewidentnie nie leży zbyt duża niezależność prezesa Ozona. W kręgach zbliżonych do resortu energii mówi się, że Tchórzewski chce zastąpić Ozona podległym mu prezesem, który bez zająknięcia spełni każdą zachciankę, jak zakup akcji takiej czy innej spółki (na przykład Polimex-Mostostal). W tym kontekście wymienia się - nomen omen - kandydaturę byłego prezesa Polimex-Mostostal Antoniego Józwowicza, kolegę ministra Tchórzewskiego z Siedlec (w przeszłości był m.in. prezesem siedleckiego Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych), który po nieudanej przygodzie we wspomnianej firmie trafił na fotel prezesa Enea Wytwarzanie. Innym kandydatem wymienianym do fotela prezesa JSW jest Robert Ostrowski, obecny wiceprezes do spraw finansowych JSW, który uchodzi za zaufanego człowieka pani poseł Ewy Malik z Sosnowca. Zagłębiowska parlamentarzystka po odejściu z JSW Koks prezesa Janusza Adamczyka wkroczyła na wojenną ścieżkę z prezesem Ozonem. Awans Ostrowskiego byłby dla pani poseł pocieszeniem za doznane "krzywdy moralne". Pytanie tylko, czy wiceprezes Ostrowski jest tą osobą, na której lojalności można do końca polegać? Związkowcy z JSW mają wątpliwości i wyartykułowali je w piśmie do pani poseł.

A zatem chocholi taniec wokół JSW wciąż trwa. Naciski zewnętrzne, gry wokół prezesa i Zarządu (mówi się coraz głośniej o możliwości odwołania także innych członków Zarządu), konflikt w łonie samego Zarządu, to splot niekorzystnych dla Spółki okoliczności. Zarząd, zamiast skupić się na realizacji strategii, by przygotować się na możliwą dekoniunkturę rynkową, wikła się w niepotrzebne i zbyteczne działania. Żywcem zaczyna to przypominać obrazki z przeszłości, kiedy JSW stała się narzędziem w rękach polityków koalicji PO-PSL. Wystarczy wspomnieć, że środki z emisji akcji JSW (kilka miliardów z debiutu giełdowego), które miały zasilić w dużej części działalność inwestycyjną Spółki, przejęło państwo, bo trzeba było łatać dziury w budżecie rządu Donalda Tuska. Następnie JSW, ratując przed upadłością Kompanię Węglową, kupiła za 1,5 miliarda złotych kopalnię "Knurów-Szczygłowice". W wyniku tej transakcji sama omal nie upadła. Na ratunek Spółce musieli przyjść pracownicy, którzy oddali część należnych sobie świadczeń, by firma nie zbankrutowała.

W sytuacji, kiedy Jastrzębska Spółka Węglowa wychodzi na prostą, ma strategię, która pozwala jej się rozwijać i sięgać po nowe zasoby, ktoś znowu usilnie próbuje zniweczyć te wysiłki. W JSW - nie przypadkiem i coraz częściej - pojawiają się postulaty, by nadzór właścicielski nad Spółką objął premier Mateusz Morawiecki (wzorem Orlenu i Lotosu), skoro minister Tchórzewski nie wykazuje troski o interes JSW i jej pracowników.

 

Krzysztof Leśniowski

 

Z ostatniej chwili

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że 26 października Rada Nadzorcza JSW będzie głosowała nad uchwałą o odwołaniu prezesa Daniela Ozona. Poprawiony porządek obrad został rozesłany na 6 dni przed posiedzeniem, więc członkowie Rady mają zagłosować za przywróceniem pierwotnego porządku posiedzenia, by mogło ono odbyć się zgodnie z procedurami (sic!). Odwołanie Krzysztofa Kwaśniewskiego (uznawanego za najbardziej niepokornego przedstawiciela Ministerstwa Energii w Radzie Nadzorczej) miało zadziałać mobilizująco na pozostałych członków Rady. Czy tak się faktycznie stanie, wkrótce zobaczymy sami.