Warszawską manifestację zorganizowały największe polskie organizacje związkowe: NSZZ "Solidarność" i Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Protest był częścią Europejskiego Dnia Akcji, międzynarodowej akcji protestacyjnej Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych przeciwko przerzucaniu kosztów kryzysu gospodarczego na najbiedniejszych mieszkańców państw członkowskich Unii Europejskiej.
Pikieta przed Kancelarią Premiera w Warszawie odbywała się pod hasłami sprzeciwu wobec rządowych planów podwyżek podatku VAT i akcyzy oraz zamrożenia płac w sferze budżetowej.
Czoło pochodu stanowiła platforma, na której symbolizująca społeczeństwo grupa młodych związkowców była opleciona grubym pasem, a zaciskający pas mieli na twarzach maski z wizerunkami premiera Tuska i ministra finansów Jana Vincenta-Rostowskiego. Na "zaciskanie pasa" kosztem społeczeństwa zwrócił uwagę przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek, który w wystąpieniu przed tłumem protestujących podkreślił, że wolność wywalczona w 1989 roku m.in. dzięki milionom członków Związku jest nadużywana przez elity gospodarcze i polityków. Grupy te, mówił Śniadek, stworzyły sobie wygodne warunki życia, a negatywnymi skutkami transformacji z gospodarki planowej na rynkową obciążyły ogół Polaków.
Po zakończeniu wiecu organizatorzy protestu złożyli w Kancelarii Premiera petycję, w której zaapelowali do szefa rządu o rezygnację z antyspołecznych oszczędności. - Nie można już oszczędzać na tym, co zapewnia rozwój naszego kraju! - napisali związkowcy. - Potrzeba mądrych inwestycji w ludzi i ich miejsca pracy przynoszące realny wzrost gospodarczy. Chcemy pracować i godnie żyć - tu i teraz! (...) Mówimy zdecydowane "NIE" dla cięć budżetowych i braku bezpieczeństwa socjalnego - czytamy w petycji.
Podobne manifestacje odbywały się w środę w całej Europie. W Hiszpanii największe organizacje związkowe zorganizowały 24-godzinny strajk powszechny, do którego przystąpiło kilka milionów pracowników.