W Bytomiu pamiętają o historycznej wizycie

Paź 05, 2010

8 października jest dla bytomskiej "Solidarności" dniem szczególnym - tego właśnie dnia, w 1984 roku, do miasta przyjechał legendarny kapelan "Solidarności" ksiądz Jerzy Popiełuszko, aby odprawić swoją przedostatnią mszę świętą w życiu. 11 dni później został uprowadzony i zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL. W najbliższy piątek Bytom po raz kolejny będzie wspominał tamtą wizytę.

Tegoroczne uroczystości rozpoczną się o godz. 18.30 od mszy świętej, którą w bytomskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego odprawi ks. kanonik Czesław Banaszkiewicz, duszpasterz parafii pw. św. Stanisława Kostki w Warszawie, a prywatnie - przyjaciel ks. Popiełuszki. Nabożeństwo rozpocznie 11 dni czuwania i modlitwy, aż do 19 października, kiedy obchodzone jest wspomnienie liturgiczne błogosławionego męczennika. Po mszy nastąpi złożenie kwiatów przy pomniku kapelana NSZZ "Solidarność", który powstał dzięki staraniom ludzi bytomskiej "S" i został odsłonięty rok temu.

Poniżej publikujemy wywiad z Piotrem Boruszewskim, świadkiem wydarzeń sprzed 26 lat.

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - W jaki sposób warszawski kapelan "Solidarności" trafił na półtora tygodnia przed swoją męczeńską śmiercią do Bytomia? Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski twierdzi, że w latach 80-tych księża związani z "Solidarnością" byli znani głównie tam skąd pochodzili, a powszechna znajomość postaci księdza Jerzego przyszła dopiero po zamordowaniu go przez Służbę Bezpieczeństwa...

Piotr Boruszewski, były przewodniczący NSZZ "Solidarność" KWK "Dymitrow": - Rzeczywiście, ksiądz Popiełuszko nie był na Śląsku powszechnie znany, ale ludzie "Solidarności" znali to nazwisko. Dla bytomian kapelanem "S" był przede wszystkim ojciec Ryszard Ślebioda, który 13 grudnia 1981 roku, w dniu wprowadzenia stanu wojennego, odprawił pierwszą mszę świętą w intencji ojczyzny i internowanych. Msze patriotyczne odprawiane w kościele pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego były jedynymi takimi nabożeństwami w okolicy. Udało mi się wymknąć na tę pierwszą mszę z terenu kopalni, gdzie wcześniej, z pomocą kopalnianego kierowcy, ukryłem się przed milicją. Zostałem internowany dopiero w poniedziałek, 14 grudnia. W 1982 roku ojca Ślebiodę przeniesiono gdzie indziej, a zastąpił go ojciec Masny, który też się nie bał i pozwolił nam zorganizować Duszpasterstwo Ludzi Pracy, zapraszał na spotkania znane osobistości świata kultury, aktorów bojkotujących telewizję państwową po wprowadzeniu stanu wojennego... I właśnie ojciec Masny, wspólnie z ojcem Karolem, w 1984 roku zaprosili księdza Jerzego. Nie wiem, który z nich był pomysłodawcą, ale organizację tamtej wizyty należy przypisywać któremuś z nich.

SG: - Czyli ojcowie kapucyni z Bytomia zaprosili księdza Popiełuszkę na jedną z mszy patriotycznych?

PB: - Ksiądz Jerzy został zaproszony w ramach trwającego wtedy u nas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Myśmy wiedzieli tylko tyle, że zaproszenie zostało wystosowane, nikt jednak nie wiedział, kiedy i czy w ogóle ksiądz Popiełuszko z niego skorzysta. Dlatego poza ojcem Masnym, ojcem Karolem i samym księdzem Popiełuszką nikt nie może sobie przypisywać jakichkolwiek zasług w doprowadzeniu do jego przyjazdu do Bytomia. My, działacze "Solidarności", byliśmy wtedy pod stałą obserwacją bezpieki i też nas o niczym nie informowano, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa.

SG: - To kiedy i skąd dowiedział się pan o przyjeździe księdza Popiełuszki?

PB: - Tego samego dnia, którego głosił kazanie podczas wieczornej mszy! Żeby uniemożliwić bezpiece stały "nadzór", Popiełuszko pojechał dzień wcześniej do Bojszów niedaleko Pszczyny. Tamtejszy proboszcz zatelefonował do Bytomia i poinformował ojca Masnego, że spodziewany gość już jest na Śląsku. Ja dowiedziałem się o wszystkim od ojca Krzysztofa Borówki, który przyszedł do mnie rano, 8 października, w dniu mszy. Informacja szybko rozeszła się po kopalni, w czym pomógł nam radiowęzeł, ale również po mieście, więc o godzinie 18.30 kościół pękał w szwach. Co ciekawe, o przyjeździe księdza zdążyli dowiedzieć się nawet ludzie z Jastrzębia, bo wiem, że dotarli na mszę. Zaskoczona była nawet SB, która tego dnia obchodziła jakieś swoje święto. Dopiero po pewnym czasie wśród zgromadzonych dało się zauważyć spóźnionych funkcjonariuszy, którzy biegali po kościele i wokół świątyni. Ksiądz przyjechał z dwiema paniami, dopiero tutaj czekał na niego kierowca Waldemar Chrostowski.

SG: - A jak wyglądało samo nabożeństwo? Czy padały podczas mszy jakieś słowa bezpośrednio nawiązujące do ówczesnej polityki?

PB: - Najpierw wykład wygłosił dr Józef Szaniawski, msza rozpoczęła się zaraz po wykładzie. Takich kazań jakie głosił ksiądz Jerzy dzisiaj już nie ma. On potrafił dotrzeć do każdego człowieka i każdy go rozumiał. Od tamtego czasu nie spotkałem się z niczym podobnym. Ksiądz Popiełuszko mówił o tym wszystkim, co zawiera się w stwierdzeniu "zło dobrem zwyciężaj", przekonywał ludzi, że nie należy się bać. Później był czas na zadawanie pytań. Ksiądz Jerzy nie odnosił się do polityki bieżącej, ale zgodnie z tym co mówił, wyjazdu na Śląsk chciał mu zabronić prymas Józef Glemp oraz Jerzy Urban. Ten ostatni miał powiedzieć, że Popiełuszko "nie będzie mącił wody na Śląsku", na co ksiądz Jerzy z satysfakcją zauważył, że ta "woda" jest już tutaj "dobrze zmącona". Ludzie pytali, czy nie bał się przyjechać na Śląsk, jak episkopat zapatruje się na jego działalność, acz zdarzały się również pytania złośliwe, bo prowokatorów w tłumie nie brakowało. Myśmy zresztą tych esbeków znali z twarzy, wiedzieliśmy gdzie mają zwyczaj stawać w kościele...

SG: - Czy z powodu obecności na tamtej historycznej mszy ludzie byli jakoś szykanowani?

PB: - Milicja miała listy osób zaangażowanych w działalność opozycyjną i uczestniczących w takich wydarzeniach, więc wszyscy byliśmy potem przesłuchiwani. Samego księdza proboszcza wezwali na komendę i męczyli przez kilka godzin. Z teczki, którą przed trzema laty otrzymałem z Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że byłem przez nich postrzegany jako "współorganizator Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej".

SG: - Skąd dowiedział się pan o śmierci księdza Jerzego 11 dni później?

PB: - Z mediów. Część z nas pojechała wtedy do Warszawy, gdy już było wiadomo, że coś niedobrego się stało, bo ksiądz nie wraca, ale nie było potwierdzenia jego śmierci. Kiedy ksiądz wyszedł na ambonę i poinformował o odnalezieniu ciała zamordowanego księdza, ludzie zaczęli szlochać i płakać. Nikt nie podejrzewał, że w latach osiemdziesiątych komuniści będą jeszcze zdolni do popełnienia takiej zbrodni.

SG: - Bytomska msza księdza Popiełuszki była jego przedostatnią. Czy pamięć po tamtym nabożeństwie przetrwała wśród bytomian?

PB: - Tak. Wraz z kolegami z innych bytomskich kopalń uczestniczyliśmy oczywiście w pogrzebie księdza. Ksiądz Jerzy był u nas 8 października, dlatego potem każdego ósmego dnia miesiąca organizowane były msze święte w jego intencji. Rok po śmierci Popiełuszki zaprosiliśmy - jako Duszpasterstwo Ludzi Pracy - rodziców księdza. Kiedy nocowali u mnie w mieszkaniu, przed blokiem bez przerwy stał radiowóz milicyjny. Podczas tamtej wizyty rodzice księdza Jerzego uczestniczyli w jednym z naszych nabożeństw patriotycznych, odwiedzili też sanktuarium Matki Boskiej Piekarskiej w Piekarach Śląskich. My z kolei byliśmy w Okopach, rodzinnej miejscowości księdza.

SG: - Dziękuję za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ