Kolorz: Lepiej razem niż osobno

Paź 12, 2010

- Obok struktury kompanijnej pozostały niezależne dwa podmioty węglowe: Katowicki Holding Węglowy oraz Jastrzębska Spółka Węglowa. Nie włączono ich do Kompanii, gdyż uznano, że są to spółki o stabilnej kondycji ekonomicznej, które w pojedynkę doskonale poradzą sobie na rynku. Czas jednak zweryfikować tą decyzję - pisze przewodniczący górniczej "Solidarności" Dominik Kolorz.

W Katowicach, w odstępstwie kilku ulic mieszczą się siedziby dwóch spółek węglowych. Działają one na tym samym rynku, mają tego samego właściciela, czyli Skarb Państwa. Nie tylko rozsądek, ale analiza ekonomiczna podpowiada, że dla rozwoju branży niezbędna jest konsolidacja, bowiem dalszy podział śląskiego węgla nie służy żadnej ze spółek węglowych.

Kompania Węglowa, największy producent węgla w Polsce powstała w 2003 r. z połączenia pięciu spółek węglowych. Nie trzeba było długo czekać, by przekonać się, że była to słuszna decyzja zarówno z ekonomicznego, jak i społecznego punktu widzenia. Spółka zaczęła się dynamicznie rozwijać, korzystając z efektów synergii. Zaledwie po dwóch latach działalności osiągnęła pół miliarda zysku (na koniec 2004 r.), a jednocześnie realizowała zobowiązania odziedziczone po dawnych spółkach. Można by zastanawiać się, czy efekty konsolidacji nie byłyby lepsze gdyby nie wpływ otoczenia politycznego na jej funkcjonowanie. Obok struktury kompanijnej pozostały niezależne dwa podmioty węglowe: Katowicki Holding Węglowy oraz Jastrzębska Spółka Węglowa. Nie włączono ich do Kompanii, gdyż uznano, że są to spółki o stabilnej kondycji ekonomicznej, które w pojedynkę doskonale poradzą sobie na rynku. Czas jednak zweryfikować tą decyzję, bo obecna kondycja KHW, temu wyraźnie przeczy, a i przyszłość JSW wcale nie musi być różowa. Katowicki Holding Węglowy, który od dwóch lat jest przymierzany do giełdy, znajduje się w coraz gorszej sytuacji i nie chodzi tu bynajmniej o ostatnie roszady kadrowe powstałe na tle afery korupcyjnej. Spółka od dłuższego czasu zmaga się z problemem płynności finansowej. Banki nie chcą kredytować jej inwestycji, więc w KHW pomyślano czas temu, by problem ten rozwiązać za pomocą tzw. obligacji węglowych, czyli świadczeń niepieniężnych. Holding wyemitował dotąd obligacje na kwotę 400 mln zł i szykuje dalsze. Dla nikogo w branży nie jest tajemnicą, że tym sposobem spłaca swoje zobowiązania wobec największych dostawców sprzętu i urządzeń. Ci z kolei, uzyskany poprzez obligacje węgiel sprzedają elektrowniom. Wątpliwe, czy ta operacja jest korzystna dla samego KHW, bo spółka sprzedaje obligacje z wysokim dyskontem. W ten sposób psuje rynek nie tylko swój, ale i pozostałych producentów krajowych.

Co gorsza, KHW produkuje każdego roku coraz mniej węgla. Jeszcze pięć lat temu katowickie kopalnie wydobywały 17,7 mln ton węgla, który z uwagi na swoją jakość nie miał nigdy problemu ze zbytem. Produkcja jednak sukcesywnie spada. W ubiegłym roku w KHW wydobyto jedynie 13,5 mln ton. Doszło już nawet do tego, że KHW posiłkował się węglem z... Rosji, po to by zrealizować własne zamówienia.

Ten sam problem ma Jastrzębska Spółka Węglowa, której produkcja w przeciągu pięciu lat skurczyła się o 2 mln ton, mimo że trzy lata temu do spółki dołączyła samodzielna kopalnia "Budryk" z wydobyciem 3 mln ton rocznie. JSW od KHW różni jednak produkowany surowiec. KHW to producent węgla energetycznego, a domeną JSW jest węgiel koksujący, którego ceny ponownie znalazły się na fali wznoszącej. Pytanie jednak, czy tendencja ta utrzyma się długo. Wysokie ceny węgla koksującego na świecie to efekt ograniczonej podaży tego surowca. Ta sytuacja może się zmienić, gdyż koncerny wydobywcze w świecie skoncentrowały swoje wysiłki inwestycyjne na udostępnieniu nowych złóż węgla koksującego. Wzrost podaży może oznaczać spadek cen.

Dla Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która ma najwyższe koszty produkcji, z uwagi na trudne uwarunkowania górniczo-geologiczne, kolejna dekoniunktura (po ubiegłorocznej) może okazać się bardzo dotkliwa. Górnictwo węgla kamiennego w Polsce, po ostatniej aferze korupcyjnej znalazło się na ostrym zakręcie. Same zmiany personalne to za mało, by górnictwo mogło sprawnie wyjść na prostą. To dobry czas, nie tylko w moim odczuciu, na niezbędne zmiany organizacyjne.

Niedoinwestowane polskie górnictwo zostało wystawione na ostrą konkurencję zza wschodu. Polska, niegdyś czołowy eksporter węgla, dziś importuje kilkanaście milionów ton węgla, głównie z Rosji. Kurczący się rynek węgla sprawia, że o klientów zaczęli z sobą walczyć polscy producenci. I nie chodzi tu tylko o ekspansje prywatnej "Bogdanki", ale także o "wojenki" rynkowe śląskich spółek.

Konkurencja stymuluje wzrost, ale może też prowadzić do wyniszczenia rywalizujących z sobą podmiotów. Mniejsza, gdyby chodziło o producentów dóbr konsumpcyjnych. Tu jednak chodzi o branżę strategiczną dla bezpieczeństwa kraju, choć pewnie spora część elit politycznych w Polsce bagatelizuje problem. A może większość wychodzi z założenia, że węgiel był, jest i będzie? A jak nie będzie to znajdzie się dla niego alternatywa.

Jaka może być alternatywa dla surowca, z którego produkowane jest 90 proc. energii elektrycznej? Elektrownia jądrowa, której realizacja inwestycyjna może potrwać 20 lat, nie licząc o jej kosztach? Gaz ziemny z Rosji? A może odnawialne źródła takie jak wiatr, woda czy słońce, które w polskich warunkach mogą nam zapewnić w porywach 15 proc. zapotrzebowania na energię?

- Jeśli tak dużo mówi się o bezpieczeństwie energetycznym jako dzisiaj, być może, najważniejszym celu strategicznym naszej gospodarki, to jedyną, prawdziwą gwarancją bezpieczeństwa będzie to, co jest w naszej ziemi. Wszystko inne może zależeć od kaprysów sąsiada, inwestora, właściciela gazu, ropy - mówił podczas ostatniej Barbórki w Libiążu premier Donald Tusk. Jednak pomiędzy odświętnymi deklaracjami premiera a polityką rządu pozostaje przepaść.

W ubiegłym roku łączne wpłaty górnictwa do budżetu i budżetów lokalnych sięgnęły kwoty 6,5 mld zł. To wielokrotnie przewyższa kwoty subwencji, jakie otrzymały śląskie kopalnie. My górnicy i tak słyszymy wciąż, że górnictwo jest passe. I trwa tak w marazmie, a indolencja tego rządu wobec problemów sektora nie ma sobie równych.

Kiedy podczas ostatniej dyskusji publicznej (która niestety, miała miejsce w górniczej gminie Ruda Śląska), podniosłem po raz kolejny argumenty przemawiający za konsolidacją spółek węglowych (m.in. zwiększenia efektywności zarządzania, synergia operacyjna, korzyści skali, komplementarności zasobów i umiejętności, ograniczenia kosztów transakcyjnych, korzyści integracji technicznej) podniósł się raban, że oto próbuję zawracać Wisłę kijem.

To co u nas jest uwstecznianiem gospodarki na świecie jest obowiązującą tendencją. Małe firmy zostały wchłonięte przez efektywne, dobrze zarządzane przedsiębiorstwa. W 2001 roku na rynku światowym było aktywnych ponad 100 producentów. Obecnie na rynku międzynarodowym pozostało kilkunastu liczących się graczy. Z tym że istotnych dostawców na rynek europejski (nie licząc Europy Wschodniej) pozostało zaledwie czterech. Są to międzynarodowe koncerny: BHP Billiton Ltd., Rio Tinto Ltd., Xstrata Plc. oraz Anglo Coal. Firmy te są głównymi producentami węgla w Australii, RPA i Kolumbii, skąd pochodzi największy import węgla do Europy. Są to firmy o bardzo zdywersyfikowanym portofolio prdoduktów, gdyż dekoniunktura na jednym rynku surowcowym może być kompensowana przez koniunkturę na innym. I dlatego wydobywają one m.in.: żelazo, diamenty, węgiel, mangan, złoto, ropę naftową, aluminium, miedź, nikiel, uran i srebro.

Polskie spółki węglowe razem wzięte i tak na tle światowych gigantów wyglądałyby jak ubogi krewny. I co gorsza, argument za połączeniem producenta węgla koksującego i energetycznego traktowany jest za gospodarcze bluźnierstwo.

Kiedy w 2006 roku rząd konsolidował sektor energetyczny w Polsce nikt nie pytał dlaczego, tylko jak. W ten sposób powstały cztery silne grupy energetyczne mające perspektywę rozwoju. Dlaczego nie zrobić podobnie na węglu? Bo powstanie monopol zagrażający konkurencji? Bzdura. Po połączeniu trzech śląskich spółek węglowych i "Węglokoksu" wciąż na rynku będzie konkurencja w postaci "Bogdanki" i Południowego Koncernu Węglowego. Ale przede wszystkim będzie konkurencja zagraniczna, która ma nieskrępowany dostęp do rynku polskiego.

Skonsolidowany sektor górniczy przyniesie korzyści wszystkim: klientom, bo wciąż będą mieli dostęp do pewnego, krajowego surowca. Pracownikom, bo jedna, silna firma to gwarancja stabilności miejsc pracy. Właścicielowi, bo to zapewni wzrost wartości posiadanego majątku.

Bynajmniej nam związkowcom, nie zapewni to większej ilości związkowych etatów.

Jednego jestem pewien, jeśli konsolidacji sektora nie dokonany polski właściciel zrobi to kto inny. Pierwszą próbę już podjął międzynarodowy koncern NWR, który wziął na celownik "Bogdankę".

 

Dominik Kolorz