IndustriAll Europe skupia 185 związków zawodowych z 38 państw europejskich. Przedstawiciele organizacji członkowskich obradowali od 7 do 9 czerwca. Podsumowali dotychczas prowadzone działania. Omówili też kluczowe kwestie o charakterze politycznym, które mogą wywierać wpływ na sytuację pracowników w najbliższych latach.
Szef KSGiE podziękował środowisku reprezentującemu przemysł metalowy, które przedstawiło projekt przyjętego przez Kongres stanowiska dotyczącego obrony tak zwanych czarnych miejsc pracy - czyli zatrudnienia w przemyśle. To znacząca zmiana w stosunku do lat ubiegłych, kiedy europejscy związkowcy często wspierali założenia wymierzonej przeciwko górnictwu polityki klimatycznej Unii Europejskiej.
- Zrozumieliśmy jedno - tak to widzę - że nareszcie nie boimy się walczyć o tak zwane czarne miejsca pracy - zwrócił uwagę Kazimierz Grajcarek.
Wyraził przy tym nadzieję, że wkrótce IndustriAll Europe przyjmie dokument odnoszący się już ściśle do obrony sektora górniczego w Europie.
Zasadnicza część wystąpienia przewodniczącego dotyczyła kryzysu gospodarczego oraz antypracowniczej polityki rządów w obliczu kryzysu.
- Przyjmujemy kryzys jak trzęsienie ziemi, jak wielkie ulewy, jak kataklizm. A przecież kryzys ma ojca i matkę - to jest chciwość kapitału i krętactwa bankierów. I oni stworzyli kryzys - kryzys sam się nie stworzył. Więc jeśli tak będziemy rozumieć - a namawiam do tego, żebyśmy tak rozumieli - kryzys, to nie jest nasz kryzys! I nie może być zgody na żadne wyrzeczenia ze strony pracowników, bo to nie pracownicy są odpowiedzialni za kryzys - zaznaczył lider KSGiE.
Politykę oszczędności dokonywanych kosztem pracowników pod pretekstem kryzysu zobrazował przykładem z branży energetycznej.
- Jeśli weźmiemy cenę jednego kilowata, to połowa tej ceny to jest cena "polityczna", to są podatki. 17 procent w tym kilowacie to jest tylko praca i opłata za naszą pracę: górników, energetyków i tych, którzy przesyłają energię elektryczną. A gdzie politycy szukają oszczędności? Nie w tych 50 procentach - zresztą, podobnie jest z ropą czy z paliwami - tylko szukają oszczędności w tych 17 procentach, gdzie jest nasza praca - wskazał.
Kończąc swoje wystąpienie, wyraził opinię, że jednym z podstawowych zadań współczesnego ruchu związkowego na szczeblu międzynarodowym powinien być konsekwentny sprzeciw wobec wszelkich posunięć rządów i pracodawców, które prowadzą do uprzedmiotowienia pracowników.
- Przecież mówią - o co wam chodzi? Przecież macie pracę... na warunkach "śmieciowych". I na to też zgody nie może być. (...) Bardzo często ludzie, którzy zarabiają niewielkie pieniądze i ciężko pracują, nie stać ich na to, żeby godziwie żyć. (...) Jeśli za wynagrodzenie stać cię tylko na to, żebyś zajechał do pracy i wrócił z powrotem, i żebyś się utrzymał, czyli wyżywił i miał dach nad głową, to znaczy, że jesteś niewolnikiem. I nie ma co tutaj mówić: umowy "śmieciowe", brak konkurencji. Politycy chcą stworzyć nowe niewolnictwo i niewolnictwu, bo tak to nazwijmy, powinniśmy się sprzeciwiać - podkreślił.